"Forza Horizon 5", ze swoim fantastycznie zaprojektowanym oraz zaimplementowanym modelem jazdy, sytuuje się pomiędzy tymi skrajnościami. Zasadnicza rozgrywka ma zręcznościową naturę, jednym z jej
"Forza Horizon 5", nowa odsłona flagowej marki Microsoftu oraz jedno z niewielu cyfrowych arcydzieł bieżącej dekady, wyjeżdża z pit-stopu konkurencji. Jeśli wciśniecie START, powita Was jeden z najpiękniejszych, pojedynczych momentów długiej historii gier wideo. Oto zrzuceni z samolotu przelatującego nad wygasłym wulkanem, opadamy na drogę w nowiutkim Fordzie Bronco. Gdy koła uderzają o żwir, kamera podrywa się w powietrze, a wyreżyserowana z biglem sekwencja płynnie przechodzi w rozgrywkę. Kilka minut później pędzimy przez zalaną deszczem dżunglę, a po chwili rozcinamy niczym pocisk szalejącą burzę piaskową. Na horyzoncie widać już bramy raju. Puszczają w nim Szopena, Sofi Tukker oraz "Intergalactic" Beastie Boysów.
Zapamiętajcie ten moment dobrze. Przeżyjecie go tylko raz. Nie sposób do niego wrócić, nie można zapisać go na później i pokazać wujkowi. Pozostanie kroplą w morzu wspomnień. Weterani, którzy przesiadają się na PlayStation 5 z PeCetów i Xboksów, tylko się uśmiechną. Prolog gry to fantastyczna metafora całości. "Forza Horizon 5" rozpada się na szereg ulotnych obrazów, które wsączą się pod Wasze powieki i zostaną tam na długo po wyłączeniu konsoli.
Potęgą "Forzy Horizon" – inaczej niż w przypadku wielu gier wyścigowych z otwartym światem, mnóstwem samochodów i wywrotką atrakcji – nie jest interaktywne muzeum motoryzacji. Jasne, każdy fan czterech kółek będzie czuł się tutaj jak dzieciak w sklepie z cukierkami. To gra, w której mamy do wyboru ponad pół tysiąca aut, ścigamy się nimi po każdej nawierzchni, a w wolnej chwili wykonujemy kaskaderskie numery; gra, w której jesteśmy jednocześnie menadżerami, kierowcami, mechanikami i turystami; gra, w której obserwujemy we wstecznym lusterku (bądź przez przednią szybę) wirtualnych kierowców z całego świata. Jej siła leży jednak w uniwersalnym polu grawitacyjnym. Możesz mylić Mitsubishi Civic z Lamborghini 126p, uważać, że "czinkeczento" to odmiana kawy, a paskiem rozrządu uszczelniać toaletę. A i tak każda minuta spędzona z grą będzie dla Ciebie pięknym snem o prędkości, wolności i kontroli.
Jak nietrudno się domyślić, mówię o sobie. Dlaczego więc, po czterech latach od premiery, wciąż chcę kupować samochody, które mnie nie obchodzą, tuningować maszyny, na których się nie znam i stawać w szranki z rywalami, z których nie mam prawa pokonać? Musi mieć z tym coś wspólnego atmosfera hedonistycznego święta; tętniącej życiem, rytmizowanej zmianami pór roku, niekończącej się imprezy. "Forza Horizon 5" rozgrywa się w przepięknie odwzorowanym, rozciągającym się od górzystych pasm po lazurowe riwiery Meksyku. Organizowany tam festiwal motoryzacyjny to przede wszystkim obietnica zróżnicowanych wyzwań.
Jednym z nich jest tryb fabularny, dzięki któremu poznajemy rozmaite zakątki Meksyku – gra w miękki sposób zapoznaje nas z gigantyczną mapą i ułatwia nawigację miedzy dziesiątkami quasi-fabularnych misji oraz zadań pobocznych. Innym – tradycyjne wyścigi w rozmaitych wariantach, jazdy testowe, radary prędkości, renowacje starych aut, konkursy trików, występy pokazowe, wreszcie zmieniające się co kwartał i co sezon zadania festiwalowe. A to zaledwie wstęp do fenomenalnych trybów wieloosobowych. Eliminator to wyścigowy wariant Battle Royale. W strefie Arcade znajdziecie pigułki z adrenaliną przygotowane przez innych graczy. Z kolei "Zabawa w chowanego" spodoba się miłośnikom niesymetrycznych gier wieloosobowych – oto pięciu kierowców musi zastawić pułapkę na samotnego wilka. Na spodzie góry lodowej znajdziemy atrakcje z płatnych dodatków – imprezę Hot Wheels z zawieszonymi w przestworzach serpentynami oraz dedykowaną rajdowcom wyprawę do Sierra Nueva. Mało Wam?
Gra nie hierarchizuje i nie wartościuje tych aktywności. Wszystkie przypominają zabawki w gigantycznej piaskownicy. Nie ma lepszych i gorszych dróg progresu, właściwych i felernych sposobów na sukces, liczy się tylko swoboda i dobra zabawa. Wielowektorowy system nagród sprawia, że za wszystkie zadania jesteśmy hojnie wynagradzani – nowym samochodem, gotówką, przedmiotami kosmetycznymi, punktami doświadczenia albo możliwością odblokowania kolejnych wyzwań. Zdobywane punkty możemy przeznaczyć na pasywne umiejętności (zazwyczaj ułatwiające dalszy progres), wszystkie zaś są skojarzone z konkretnymi autami. Gra premiuje ciągłe poszukiwania ulubionego modelu oraz testowanie najróżniejszych opcji – w myśl zasady, że auto ma być nie tylko narzędziem, ale i odzwierciedleniem naszego charakteru. Nie ma lepszego symbolu tej szczodrości niż koło fortuny. Wystarczy łut szczęścia, by najmocniejszy samochód bądź zawrotna suma pieniędzy trafiły do nas już na początku przygody.
Żywioły arcade i symulacji, wyznaczające niepisane reguły gatunku od początków istnienia gier samochodowych, zazwyczaj ustawia się w opozycji. Arcade odsuwa grę od rzeczywistości kosztem spektaklu; to nie tyle próba realistycznego odwzorowania wyścigów samochodowych, co odtworzenie ultymatywnej fantazji o pędzie i mocy. Symulacja odwrotnie – na ołtarzu realizmu składa się często powab rozgrywki czysto zręcznościowej, opowiadającej o pełnej kontroli, a nie o walce z ograniczeniami narzuconymi przez tor, auto czy warunki atmosferyczne.
"Forza Horizon 5", ze swoim fantastycznie zaprojektowanym oraz zaimplementowanym modelem jazdy, sytuuje się pomiędzy tymi skrajnościami. Zasadnicza rozgrywka ma zręcznościową naturę, jednym z jej kluczowych elementów (nieobecnych na wyższych poziomach trudności) jest możliwość cofania czasu o kilka bądź kilkanaście sekund (choć kosztem mnożnika punktów, lub – w zmaganiach online – pozycji w wyścigu). Z drugiej strony, dłubanie w samochodzie ma realny wpływ na zabawę, a wyzwania można dostosować i modyfikować do tego stopnia, że gra z powodzeniem zaprzecza własnej naturze. Powiedzieć, że trudno te żywioły zbalansować, to nie powiedzieć nic. Jeśli szukacie nowego "Burnouta" albo "Assetto Corsy", nie dostaniecie ani jednego, ani drugiego. Jest to natomiast złoty środek.
O tym, że gra wygląda jak milion dolców, napisano już całe tomy. Rozległe równiny, piaszczyste bezdroża, górskie pasma, starożytne ruiny oraz brukowane uliczki portowych miasteczek zbliżają się do granicy fotorealizmu na odległość jednego piksela. Modele aut odwzorowano z dbałością o najdrobniejsze detale, a zmienne warunki atmosferyczne potrafią zamienić ekran w płótno wielkiego impresjonisty. Użytkownicy PlayStation 5 Pro będą cieszyć się 60 klatkami animacji na sekundę przy nieco wyższej rozdzielczości. Reszcie polecam pod rozwagę tryb 4K oraz 30 klatek na sekundę. Uwierzcie na słowo: jeśli istnieje gra, za sprawą której ten dylemat spędza sen z powiek, jest nią właśnie "Forza Horizon 5".
"Samochody sprawiają najwięcej frajdy, gdy oglądasz je oczami dziecka" – mówi we wspaniałym wideo-eseju poświęconym serii Microsoftu Noah Caldwell-Gervais. "Na papierze "Forza Horizon 5" i "Mario Kart" są równie nierealistyczną fantazją o motoryzacyjnym raju. Z tą różnicą, że podczas gdy "Mario Kart" przypomina mi o tym, że jestem dorosłym, który gra w grę dla dzieci, "Forza" pozwala znów poczuć się dzieckiem; kimś, kto marzy o tym, by znaleźć gdzieś zdezelowany samochód z duszą, zabrać go do garażu i zamienić w lśniącą perłę. Nie widziałem tej osoby od tak dawna, że zapomniałem, iż w ogóle istnieje".
"Forza Horizon 5" pozwala zbić z tym dzieciakiem piątkę. Odkrywać go na nowo z każdym okrążeniem i dostrzegać w lusterku po każdym wirażu. O ilu współczesnych grach wideo możemy to powiedzieć?
Michał Walkiewicz - krytyk filmowy, dziennikarz, absolwent filmoznawstwa UAM w Poznaniu. Laureat dwóch nagród PISF (2015, 2017) oraz zwycięzca Konkursu im. Krzysztofa Mętraka (2008). Stały... przejdź do profilu